/31/12/2021/

Już jakiś czas temu zapowiadałem, że pierwszym tematem postu będzie hackintoshowanie w obecnej sytuacji. Jak wiadomo sytuacja z projektami tego typu mocno uległa zmianie w ostatnim czasie. Apple wypuściło komputery z procesorami opartymi na architekturze ARM, co sprawia, że za parę lat coraz trudniej będzie stworzyć hacka z aktualnym systemem macOS. W tym wpisie postaram się przedstawić moje przemyślenia o budowie takiej maszyny, oparte na własnych doświadczeniach.

Z jakiego powodu go zbudowałem ? Na czym zainstalowałem macOS ?

Moim głównym powodem, dla którego podjąłem się próby konfiguracji bootloader'a pod macOS, były m in. : możliwość w relatywnie tani i wydajny sposób sprawdzenia nieznanego mi wtedy systemu oraz programów od Apple. Przez wysokie ceny oraz subiektywnie nietrafione decyzje w projektach maszyn (ograniczona możliwość wymiany komponentów czy też mała ilość portów), kupno mac’a wydawało się dla mnie średnim pomysłem.

Hackintosh był w takiej sytuacji lepszą koncepcją, (bo to po prostu pecet, co oznacza większą swobodę w np. modyfikowaniu jego wnętrza), więc zdecydowałem się zainstalować macOS na starszym komputerze biurowym od hp. Dzięki niemu lepiej zrozumiałem sam system i cały koncept hackintoshowania.





Jak się go używa ? Do czego go używam ? Konkluzje z użytkowania ?

Przy samej instalacji spędziłem około dnia, później zajmowałem się naprawą różnych rzeczy np. audio. Sam proces instalowania nie był szczególnie trudny, lecz wymagał skupienia by nie namieszać w plikach konfiguracyjnych.

Pierwszą wersję systemu, którą zainstalowałem był macOS 11, z którym zaznajomiłem się przez użytkowanie go dobrych parę miesięcy. Hackintosh, którego ostatecznie zbudowałem, działał całkiem dobrze w podstawowych zadaniach jakimi były: pisanie i kompilowanie prostego kodu, edycja tekstu oraz arkuszy kalkulacyjnych, przeglądanie internetu i konsumpcja multimediów, co nie powinno dziwić ze względu na całkiem wydajne podzespoły (pomijając kartę graficzną oczywiście). System działał całkiem stabilnie, wywalając się tylko 2-3 razy. Po dłuższym czasie korzystania z systemu Apple, zaczęło mi przeszkadzać brak wsparcia dla 32-bitowych aplikacji oraz ciągłe powiadamianie o niebezpieczeństwie korzystania z programów poza app store i konieczność ponownego grzebania w ustawieniach, by móc je włączyć. W pewnym momencie zdecydowałem się na zmianę os'u na starszy, wybrałem 10.14 Mojave. Pomimo że część wspomnianych utrudnień nadal była w starszej wersji, to i tak możliwość używania starszych programów była dosyć pomocna.





Następnie z ciekawości próbowałem zainstalować jakąś dużo starszą wersję. Padło na 10.8 Mountain Lion, dzięki któremu zrozumiałem dlaczego mało ludzi bawi się w coś takiego jak retro hackintoshowanie (tak zdaję sobię sprawę że ML to jeszcze nie retro. Mam tu bardziej na myśli wszystkie starsze OS X'y.). Głównym problemem na jaki napotkałem to ogólny brak informacji i czasami pustawe dokumentacje. Mało kto jest zainteresowany marnowaniem czasu na instalowanie nie-wspieranego już od dawna systemu Apple na jakimś starym piecu. Pomimo że bootloader, z którego korzystałem ( Opencore ) umożliwia instalację OS X od 10.4 „Tiger” to jest to raczej traktowane jako ciekawostka i bardziej dopracowane stanowi wsparcie dla nowszych systemów. Więc drugim wyjściem było narzędzie Unibeast, o którym wiele pisano w wielu źródłach, lecz nie użyłem go ze względu na nie bycie open-source. Ogólne odczucie z użytkowania oceniam na całkiem przyjemne, nie miałem specjalnych problemów z codziennymi zadaniami. Lecz dzięki możliwości dłuższego użytkowania hacka zrozumiałem że macOS nie jest targetowany we mnie jako użytkownika. Pomimo nielubianych przeze mnie cech, musiałem przyznać, że użytkowanie było całkiem odświeżające, po dłuższym działaniu na linux’ie.

Czy to ma jakiś sens ?

Przechodząc do zasadniczego pytania, czy takie przedsięwzięcie ma sens w dzisiejszych czasach ? Myślę, że tak, Hackintoshowanie ma sens, lecz w formie ciekawostki niż faktycznego, pełnego zastąpienia mac’a. Głównym powodem dlaczego tak uważam, to sam proces instalacji, gdyż by zrobić w pełni działającego hack’a zbliżonego najbardziej jak się da do prawdziwego komputera Apple, trzeba spędzić wiele czasu na wyszukiwaniu informacji o tym co zrobić i w jaki sposób, nie mówiąc już o możliwym (rzadko zdarzającym się) zbrickowaniu urządzenia. Także specjalne składanie drogiego pieca (dla którego gama kompatybilnych komponentów z macOS z roku na rok się zmniejsza) i spędzanie czasu na sprawianiu by system w ogóle się włączał, ma niewiele sensu w obliczu całkiem wydajnych mac’ów na ARM. Komfort z użytkowania byłby dużo większy ze względy na działanie out of the box sprzętu Apple. Lecz gdy ktoś dla zabawy/hobby chce zrobić hack’a z starego lub taniego komputera, to właściwie czemu nie. Ciekawa forma spędzenia czasu, przy okazji można się trochę dowiedzieć o własnym sprzęcie i jednocześnie pobawić systemem Apple ( jeśli instalacja się oczywiście uda :V ).





Szczęśliwego Nowego Roku :>. Tematem następnego wpisu będzie ChromiumOS.


powrót